pozamykać, i wrócił do nich z zapytaniem — co mu powiedziéć mają?
Złagodniał jakoś widocznie, a w Żydów duch nieco wstąpił, ale począwszy słuchać, gdy mu się gotowali dowodzić, że w Alexandryi od czterechset lat mają prawo pobytu i obywatelstwa, znowu zniecierpliwiony Cajus zaczął biegać do obrazów i ustawiać sprzęty. Nieszczęśliwi gotowali się na śmierć modląc po cichu.
— Idźcież sobie! — zawołał nareszcie[1] — Ludzie ci — dodał obracając się do swoich — raczéj są głupi niż źli, że we mnie Boga widzieć nie chcą.
Na tém się skończyło owe groźne posłuchanie. — Widać zeń, że Cajus na dobre miał się za Boga; trudno go w istocie nazwać człowiekiem, a Swetoniusz najlepiéj go podobno mianuje — potworą.
Wyczerpała się wreszcie cierpliwość i podłość — postanowiono pozbyć się Caliguli.
Trybun pretoryańskich kohort, Cassius Choerca, starego jeszcze rzymskiego obyczaju człowiek, którym poniewierał bez ustanku Cezar, szydząc zeń w sposób najobelżywszy, powziął myśl spisku na jego życie.
Emilius Regulus, z nienawiści także, Minucianus msząc[2] się za Lepida, przystali z nim do spółki. Wkrótce liczba sprzysiężonych znacznie się zwiększyła i wzrosła, chodziło o to tylko gdzie i jak go pochwycić. Zwłoka i narady tak w końcu roz-