cyusza, dziś po nim osmutniała wdowa, i dwie jéj córki, sieroty... Aquila i Priscilla.
Starsza z nich Aquila, już może mieć lat około dwódziestu, druga ledwie rozwkwita[1] piętnastą wiosnę — a obie są do siebie dziwnie podobne, tylko co w piérwszéj już się rozwinęło, w drugiéj się obiecuje zaledwie.
Dziewczęta mają na sobie tylko stole jasne, w skromne ułożone fałdy, ale ich nie otacza oszycie żadne, ani bogata obszewka, żadne patagium wymyślne; włosy ich przeczesane do góry i spuszczone na tył głowy, czarne, połyskujące, sprawiają, że od ciemnéj ich barwy, jeszcze świetniéj odbija się twarz świeża i rumiana.... Ręce ich, których część tylko z pod stoli się wymyka, mogłyby służyć za wzór do Heby posągu, a nóżki, których nie okrywa szata, maleńkie, wytoczone, różowe, zdają się nie znać pracy i pyłu, jakby dotąd po domowym tylko biegały ogródku.
Jak się te dwa śliczne kwiaty uchować potrafiły tak czyste i nietknięte wśród Rzymu, który czyhał na młodość, i dzieciom nawet nie przebaczał w szałach swéj rozpusty, nie wiem — wytłómaczyć to tylko może przytomność sędziwéj niewiasty, która ich nie odstępuje i patrzy na nie macierzyńskiém okiem, pełném miłości i poświęcenia.
Siedzą przy matce i niby cóś robią, ale śmieją się i swawolą, a czasem uśmiech ich szczéry wywołuje
- ↑ Błąd w druku; powinno być – rozkwita.