Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Capreä i Roma Tom II.djvu/099

Ta strona została uwierzytelniona.

się z siedzenia i słuchała bacznie, aż dwa zgodne, wesołe śmiechy córek oznajmiły jéj że zgadła.
W istocie był to senator Pudens, blizki krewny Cellii, człek dobrze już stary, który przedłużone życie, wśród najtrudniejszych przebyte czasów, za Tyberyusza, Caliguli, Claudiusza i Nerona, winien był najdziwniejszemu zbiegowi okoliczności.
Bogaty, żył skromnie i nie raził majątkiem, bo go nie używał nad miarę, możny, władzy swéj na złe nie używał, powiększenia jéj nie pragnął; mogąc łatwo wkupić się w znaczenie, zdawał się niém gardzić. Był to mąż starych czasów, jeszcze surowy dla siebie, powolny dla drugich, ojcowski dla niewolników, obyczajów skromnych i lubiący spokój, a swe atrium domowe nadewszystko.... W niém on nie zrobiwszy sobie nieprzyjaciół, przebył nad zwitkami filozofów ostatnie lata, zajmując się sam wychowaniem synów lub naglądając na nie.
Nie widywano go ani w bazylikach, ani w Forum, ani w tłumie dworaków Cezara, rzadko na publicznych igrzyskach, i tam gdzie zgraje naciskać się zwykły — szukał zapomnienia, jak drudzy oklasków, i znalazł taki szacunek u ludzi, że nim spokój okupił. Ale pod owe czasy czyż dziś ręczyło za jutro? To uparte usunięcie się od oczów mogło samo nastręczyć niebezpieczeństwo; miało już pozór nieukontentowania.
Prócz tego Pudens nie stawił Cezarom posągów