Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Capreä i Roma Tom II.djvu/101

Ta strona została uwierzytelniona.

żyć ciężkich czasów, nad które straszniejszych może nie było; każdy drżeć musi o wszystko — o życie, o cześć, o mienie, o dzieci!
— Ja siedzę zamknięta i nic niewiem, — ozwała się Cellia — ale przecież to nowe panowanie zwiastowało się nam inaczéj niż Cajusa i Claudyusza. Przy młodym Neronie są Burrhus i Seneca, a że lubi igrzyska i lata z wozem po watykańskim swym cyrku... to płochość, która przejść może...
— Dałby to Bóg — Bogowie — poprawił się cicho Pudens — ale wielkiéj potrzeba siły by syna Agryppiny wyrwać otaczającemu zepsuciu. — Nic to że się bawi w Cyrku, że go otacza zgraja histryonów, których tak jak Cajus kocha, że lubi przepych i zbytek — ale go Seneca i Burrhus nie poprowadzą za sobą, on raczéj ich pociągnie... Widziałem go, a na teraźniejsze czasy mało ich obu, mało nawet Cezara i jego władzy, by nas dźwignąć, takeśmy upadli nizko. — Co uczynili z Rzymu! — dodał po cichu.
— Nie przestraszaj mnie więcéj — odparła Cellia — dość mi i tego co mimowolnie przez niewolników moich dowiaduję się codziennie... A! Pudensie, nam starym dni niewiele zostało, ale dzieci nasze!
Pudens spójrzał na nią wzrok powoli podnosząc.
— Im może — rzekł — lepsze dni zaświtają kiedyś... świat zgrzybiały odrodzić się musi.
— Lecz jakiż Bóg to dokona?