Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Capreä i Roma Tom II.djvu/111

Ta strona została uwierzytelniona.

Wstał i miał ją pożegnać, gdy Cellia go wstrzymała.
— Pudensie — rzekła nieśmiało — tyż sam tylko światło będziesz chować dla siebie? nie chceszże by ja i moi uczestniczyli, w prawdzie, którą ty poznałeś? nie pozwolicież mi posłyszeć, zobaczyć tych ludzi i naukę nową poznać, którą opowiadasz tak cudowną.
Pudens zawahał się.
— Nikogo Bóg ten nie odpycha — rzekł — ani ta wiara nie wyłącza; ubodzy są jéj siewaczami, ale bogaci także ich braćmi, bo u nas nie ma ani bogatych ani ubogich, a miłość wszystko nam wspólném czyni... przyjdź a ujrzysz i posłyszysz...
— Dokąd? kiedy? Aquilę i Priscillę mogęż przyprowadzić z sobą? — spytała matrona.
— Przyślę po ciebie zaufanego sługę, Cellio kochana, gdy czas będzie — odpowiedział starzec — ale tajemnica jest koniecznością.
Głuche już odgrażania słychać wszędzie na Nazarejczyków, oskarżają nas o swe zbrodnie, jedno nic może wywołać prześladowanie... Proszę cię o milczenie... Nie długo też, zdaje się, będziemy dosyć silni, by się nie obawiać nikogo i walczyć otwarcie... dziś nie czas jeszcze...
Przyjdź a pewien jestem, że wraz ze mną pokłonisz się jedynemu Bogu!...