włosy wyrywa, o jego cieniuchnym piskliwym głosiku którym się odznacza, często ofiarę swą zmuszając także do krzyku; potém przypomnij roznoszących ciastka, mięsiwo, słodycze i różnego rodzaju szynkarzów, swój towar najosobliwszemi wywoływaniami starających się rozprzedać«...
»Ale ja — kończy filozof — szczęściem o te głosy dbam tyle co o szmer wody i szum fali[1]«
Takie to było sąsiedztwo łaźni w Rzymie, a dom Pudensa, skromny i cichy, choć stał do thermów przyparty, wysoką ścianą zupełnie był od ich zgiełku oddzielony.
Nie wystawny wcale, ani tak przepysznie jak inne przybrany, odpowiadał przecie stanowi i majątkowi patrycyusza... Miał on zwykłe rozporządzenie i cechy starego rzymskiego domostwa, i posągi bóstw nawet stały jeszcze w małym przybytku, domowym bogom poświęconym w podwórku, i ołtarz choć zastygły był przed niemi, bo się obawiano jeszcze zwracać oczów na zmianę wiary, która dopiero po cichu rozprzestrzeniać się zaczynała.
Lecz minąwszy atrium, w innych częściach domu Pudensa znać już było wpływ téj wiary, która wchodząc przyniosła z sobą obyczaj nowy.
Obrazy wszeteczne, uświęcone podaniami religijnemi, jakich wszędzie było pełno, nie spotykały się tutaj, ozdoby ścian surowszą miały postać. Na jednéj z nich, w głębi drugiego podwórca, do któ-
- ↑ Błąd w druku; brak kropki.