Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Capreä i Roma Tom II.djvu/126

Ta strona została uwierzytelniona.

tach rzymskiéj matrony, zwracała także oczy tłumu, który usiłował wyczytać na twarzy wdowy Claudyusza tajemnicę pałacowych dziejów, różnie po cichu tłómaczoną.
Agryppina była jeszcze tak piękną i świeżą, a twarz jéj marmurowa tak zamkniętą i niezbadaną i pociągającą urokiem, że oczy, co się raz na nią zwróciły, oderwać się od niéj nie mogły.
Daléj a daléj po za nią i jéj kobiét orszakiem, niesiona w złocistéj lektyce na ramionach czarnych swych niewolników, jak Wenus po fali płynęła wśród rozstępującego się jéj tłumu piękna wyzwolenica Aktea... kochanka Cezara, typ siły, zdrowia i swobody, na któréj jasném czole żadnéj nie było można myśli przeczytać, prócz dziecięcego roztrzepania i zalotności dziewczęcéj.
Lecz możnaż opisać tłum, który towarzyszył Cezarowi? ten orszak niezmierny dworu, sług i ulubieńców wszelkiego rodzaju, tych skoczków i gladyatorów, których on podniósł ku sobie, z filozofami i wojakami na równi zmieszanych.... Senatorów obok rzezańców, flecistów obok starych żołnierzy, nierządnic i matron poważnych, dzieci i starców dziś przeznaczonych do towarzystwa, jutro może na śmierć bez winy.
Przewodniczyli długim pochodu szeregom Edylowie miejscy i patrycyuszowscy, w swych togach, poprzedzani Liktorami, ubrani w pasy złocone i