— Zresztą — rzekł łagodniejąc stary — dałbym ci spocząć, ale któż Aniją zastąpi? wszyscy się o nią pytają, nie tylko gmin, ale rycerze i patrycyusze... Piękna bo jesteś, kto wie? możesz się podobać komu, kupić cię może jaki bogaty starzec i dójdziesz marzonego szczęścia i swobody... A! ale na to pracować trzeba.
— Hej! — krzyknął na ślepego flecistę — wołaj mi niewolników niech gospodę oczyszczą, niech stoły pomyją, niech u drzwi świeży wieniec zawieszą. Już na Apii pełno ludu, nie może być żeby kto spocząć nie zaszedł...
Jakby duchem proroczym wyrzekł te słowa, gdyż w tejże chwili prawie w perystylu ukazało się dwóch ludzi, okrytych kurzawą podróżną, z tłumoczkami na plecach, i oba znużeni padli zaraz w progu na posadzkę.
Jeden z nich twarzą samą zdradzał pochodzenie wschodnie; był to Juda, znajomy nasz z Caprei, ale postarzały i zmieniony, dziś chrześcijanin, pod imieniem Candida wśród nawróconych znany; w drugim, jasnowłosym, bladym i smutnym mężczyźnie, poznać było można Swewa, niegdyś niewolnika Hananiaszowego, którego słowo cudowne z odrętwienia wskrzesiło. Nawrócony przyjął chrzest i imie Natalisa...
Obaj oni dążyli na rozkazanie Apostołów do Rzymu, dla szerzenia nowéj nauki, jako gorliwi uczniowie i rozkrzewiciele.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Capreä i Roma Tom II.djvu/168
Ta strona została uwierzytelniona.