Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Capreä i Roma Tom II.djvu/182

Ta strona została uwierzytelniona.

Z wejrzenia jego znać było, że starał się przybylca odgadnąć i zamaskowanego w nim odgadnął bogacza, bo się uśmiechnął pokornie, chytrze zacierając ręce.
— Macie tu jakąś Syryjską niewolnicę, zręczną do tańca a piękną? — spytał Pudens — prawda-li to?
— Ależ ją zna Rzym cały i pytać niema o co — odparł Leno ruszając ramiony — zręczną jak najpiérwszy tanecznik Cezara, piękną jak Hebe, ale też dobrze przezemnie kupcom opłaconą, bo to towar nie tani, a jeszcze i wychowanie go kosztuje. Ile to ich zmarnieje i pójdzie na rynek, nim się jedna wyrobi! To perła panie, to przecie sława wrót Capeńskich! to całe utrzymanie moje! — Widzieliście ją? nie? — rzekł ożywiając się coraz — chcecie ją zobaczyć? Każę potańcować! to was nie wiele kosztować będzie.... Co to za ruchy! najzgrzybialszemu starcowi krew się w żyłach poruszy, gdy mu pocznie po swojemu skakać.
— No! więc ile ją cenicie? — spytał Pudens spuszczając oczy i tając oburzenie.
— Ja! alboż na nią jest cena? To skarb nieopłacony! Każdego dnia mam z niéj coraz większy dochód, łatwiejszy niż z ogrodu i szynku. Są takie dni, że mi do tysiąca sestercyj przynosi.
— Tak — rzekł Pudens — ale niewolnica starzeje, a daléj i denara nikt nie da za nią...
— Tymczasem choć moje koszta najmem odbio-