Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Capreä i Roma Tom II.djvu/214

Ta strona została uwierzytelniona.

mu oglądać było można najeżoną świątyniami, domami i ściśniętemi domóstwy, wśród których gdzieniegdzie zielone kupki strzelały do góry, rysując się ciemno na malowanych, białych i czerwonych murach.... Słońce zachodziło właśnie, Symon spójrzał z otwartéj galeryi do koła i uśmiech przeleciał mu po ustach.
— Któż wie — rzekł w duchu — może mi dane będzie panowanie nad tym grodem i panem jego i zemsta nad chrześciany... może owładnę sercem tego zepsutego dziecięcia? i zatrzęsę światem? któż wie? los mnie sam tu przywodzi!
Wtém niewolnik podniósł ciężkie złociste kobierce, osłaniające przybytek, w którym oczekiwał nań syn Agryppiny, i Doriforus dał znak Symonowi aby się na ziemię rzucił.
Magus padł na twarz i podniósłszy się dopiéro mógł obejrzeć co przed nim się działo.
Neron zasiadł w małéj kolistéj świątyńce, stojącéj na góry wierzchołku, przezroczystéj prawie, z któréj na wsze strony widać było Rzym i okolice... Wnętrze jéj całe wyłożone było perłową macicą i złotemi blachami, tak, że blask dnia przezierającego się w nich spójrzeć nie dawał na lśniące ściany, migające mnóstwem światełek. Białe jak śnieg alabastrowe kolumny, w pół przejrzyste, dźwigały kopułę nad głowami zawieszoną, w któréj powprawiane szyby z kolorowych kamieni, farbując