Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Capreä i Roma Tom II.djvu/274

Ta strona została uwierzytelniona.

zwrócony, opuścił ręce i padł z krzykiem przerażenia, jak kamień z procy ciśnięty.
Upadek jego był tak szybki i niespodziany, że nim go dojrzano prawie, już rozbity zaległ arenę, a krew z podruzgotanego ciała czerwonym tryskiem oblała jasne szaty Cezara i Poppei.
Zdumienie dziwne, milczące trwało chwilę... lud ożył zaraz, i szemrać i krzyczeć i szydzić wnet począł okrutnie... a niewolnicy już biegli szczątki trupa nieforemne wlec precz z zakrwawionéj areny.
W tłumie różne były domysły, tłómaczenia, wnioski; sam Cezar upadek nagły i śmierć Symona przypisał temu znakowi, który okuty człowiek uczynił w powietrzu.
I uląkł się téj potęgi tak wielkiéj, tak dlań niepojętéj, któréj spętać żelazem nie było można, i szepnął coś wskazując aby Piotra odprowadzono nazad do więzienia.
— Chrześcijanie... wszędzie ci chrześcijanie! — szeptał w duchu — jak się od nich uchronić? Rzym i wiara podkopane przez nich... cóż za siła jest z niemi?
Nie było wieku zabobonniejszego nad ten wiek niewiary: lękano się wszystkiego, cześć oddawano coraz nowym Bogom, i lud a Cezar sądzili że z jednemi bóstwy siłą drugich walczyć było można, oprzeć się losowi wykrętem, omamić samo fatum, ofiarą lub kłamstwem od przeznaczenia wykupić.