Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Capreä i Roma Tom II.djvu/277

Ta strona została uwierzytelniona.

i starcy zgrzybiali, i tacy co rzucali rodzinę. Ale wówczas nie było sieroctwa, bo wszyscy jedną stanowili Chrystusową gromadkę, ojcami byli sobie i bracią, wszystkich serca jeden wielki święty węzeł spajał.
Gdy z różnych stron grodu poczęto tak spędzać pochwytanych i wydanych uczniów Chrystusa, a tłumy ich niezmierne w wielką zbiły się massę, mógł Neron i słudzy jego ulęknąć się, wejrzawszy jak wielka była owa ciżba i z jak różnego stanu ludzi złożona.
Obok niewolników stali tam patrycyusze, obok wyzwoleńców pretoryanie i sami słudzy Neronowi i barbarzyńcy i Rzymianie i gmin piętnowany żelazem i kobiety okryte szatami dostatku.
Poganie zadrżeli, widząc taką moc ludzi, którzy ani prosili miłosierdzia, ani rozpaczali, nie zdawali się lękać śmierci, nie drżeli na widok przemocy, a pędzeni śpiewali, modlili się i kazali.
Widok też ten był nasieniem nawrócenia dla wielu, bo już takiego męztwa, takiego pokoju nikt nie miał w sercu jak oni. W złych tylko budziły się zazdrość i zemsta.

Zarzucano pablicznie[1] schwytanym najdziwniéj wymyślane zbrodnie, poczwarne rozwiązłości, nieposłuszeństwo prawom, pogardę bogów, spisek przeciwko całemu społeczeństwu, którego szkarad dzielić nie chcieli.

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – publicznie.