Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Capreä i Roma Tom II.djvu/282

Ta strona została uwierzytelniona.

jące i dziwne, około których stawała gawiedź wzruszona, nie mogąc pojąć ich z razu.
Tu ojciec wyrywał się z objęć żony i dzieci by iść z hufcem skazanych, tam matka rzucała sieroty i biegła napróżno wstrzymywana chcąc się połączyć ze współwyznawcami. Dzieci ocalone przez krewnych, leciały doganiając tłumy, klękały przed żołnierzami i modliły się o więzy, wołając że już są mężami i potrafią cierpieć bez jęku.
Piérwszy raz Forum wśród téj wrzawy rozległo się wielką pieśnią chrześcijańską, jakby tryumfu zwiastunką.
Zdało się, że co chwila zmieni się to widzenie straszne w jakieś zwycięztwo niespodziane...
Wpośród gromad tych... dwaj starcy Apostołowie stali nieruchomi, żegnając się wzrokiem i błogosławiąc światu i miastu...
Aż z Palatynu przybiegli gońce wołający do Cyrku i wszystek ten tłum zaczęto pędzić do Oppidum, gdzie zwykle stawały wozy, do Carcerów.[1] w głąb areny, nie mogąc mu nastarczyć miejsca.

Cyrk ławy i stopnie puściejsze były niż zwykle; jakieś uczucie nieopisane trwogi, obawa strasznego jakiegoś cudu, przerażały nawet najchciwszych tych krwawych igrzysk; — dwór tylko Nerona, nierządnice, rzezańcy, gachowie, ulubieńcy i bledzi po wczorajszéj uczcie nocnéj młodzi pana towarzysze, zalegali podium i część górnych siedzeń do koła.

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; zamiast kropki winien być przecinek.