Naówczas, na znak chustą dany rozpoczęło się to krwawe igrzysko, którego żadne pióro opisać nie jest w stanie.
Miało się ono jeszcze sto razy powtórzyć, nim krzyż nad Rzymem podniósł się i rozpromienił.
Z hymnami tryumfu szły białe orszaki na męczeństwo, i padały jak kwiaty, które burza z łodyg otrząsa, na ziemię okrwawioną.
Wychodząc z ciemnicy, dwaj Apostołowie jeszcze raz dali sobie pocałunek bratni, i Paweł poszedł pod miecz kata poddać głowę, a Piotr zawisł przybity do krzyża, zawieszony w dół głową, konając w cichém zachwyceniu.
Za niemi wiedziono Candida i Natalisa i Heliosa starca, każąc im walczyć z dzikiemi źwierzęty. Ale ani bicz oprawców, ani wrzaski pijanéj tłuszczy nie zmusiły ich do walki, do próby ocalenia życia, które już raz byli oddali na ofiarę. Klęcząc czekali by źwierz ich rozszarpał... i skonali wstrzymując jęki,[1]
Helios wyzionął ducha, nietknięty nawet przez lwa który ku niemu był puszczony, — nawiedzony śmiercią bez męczarni; Natalis padł uduszony od panthery, Candid rozszarpany przez tygrysa...
Igrzysko to wreszcie naprzykrzyło się samym oprawcom, nie było w niém walki i boju którego pragnęli...
Posłano kapłanów i żołnierzy, aby namawiać do
- ↑ Błąd w druku; zamiast przecinka powinna stać tutaj kropka.