runami, wśród wycia wichru i drżenia ziemi kołyszącéj się pod ich stopami.
Przejeżdżając mimo obozu, słyszy miotane na siebie przekleństwa, spotyka co chwila ludzi szukających, dopytujących o Nerona... Koń jego pada, wiatr zrywa mu z twarzy zasłonę, i mijający pretoryanin go wita, a Cezar truchleje.
Nareszcie, ścigany piorunami i złorzeczeniami, przybywa do domku Faona ubocznemi drogi, oszarpany cierniem, odarty gałęźmi przez które przedzierać się musiał, i upada znużony, otworem wciskając się w podziemie wilgotne. Tu mu chleb czarny i liche jadło przynoszą, ale zgłodniały nawet w rozpieszczone wziąć go nie może usta.
Słudzy namawiają go na śmierć — on jeszcze się waha, boi, nie umie, nie chce.
I zwlekając ostatnią godzinę, każe wprzód dół kopać dla siebie, patrzy i woła zadumany:
— Umrzeć! umrzeć co za strata! umierać, w kwiecie wieku tak wielkiemu artyście!
Nadbiega Faona posłaniec z wieścią, że Senat ogłosił Nerona nieprzyjacielem ojczyzny, że go szukają wszędzie dla spełnienia wyroku.
— Na cóż mnie skazano? — spytał.
— Nagi, z szyją w widłach ściśniętą, na śmierć bitym być masz Cezarze!
Neron blednie, porywa dwa sztylety, probuje ich
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Capreä i Roma Tom II.djvu/293
Ta strona została uwierzytelniona.