Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 260.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ogrom ledwie głowa dźwignąć mogła, wdziała koszulę perkalową naszywaną, kilka na nią sznurów korali i bursztynów, spódnicę w kwiaty, fartuch jedwabny, kaftan czerwony szyty, na wierzch narzucając rańtuch cienki, który ufałdować umiała z instynktem artystki.
Białe płótna i krasne farby ubrania, dziwnie podnosiły wdzięk jéj twarzy opalonéj, ale świeżéj i rumianéj, wśród któréj zęby i białka jak śniég błyskały. Z pod czarnych rzęs długich, gdy ognistém rzuciła okiem w potłuczone źwierciadełko, uśmiech przeleciał po jéj ustach....
— Zginiesz Raj'u, zginiesz w tych oczach! — zawołała w duchu — spalę cię na węgiel! o! spalę; żebyś był kamieniem to zapłaczesz!
— Czemuż mi tak słodkie łzy ludzkie? — poczęła się pytać siebie zadumana — nie wiem; ale kiedy je spostrzegę, gdy jęk posłyszę, to tak mi się chce mordować i męczyć, zabijać i nękać, jak dzikiemu zwierzęciu! A jednak, jednak — odpowiedziała sobie w duchu — gdyby mi tak Tumry zapłakał, zajęczał, poleciałabym może ratować go i bić się z tymi co mu łzy wycisnęli! Tumry! Tumry! Ale to już nie cygan: bladą egaszi pokochał, a Aza mu nie miła..