Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 314.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

stara chata rozwalona nie pokazała się jakby cudem nagle, wśród gęstych zarośli.
Stanął więc nareszcie u kresu i uśmiechnął się sam do siebie, poczynając szybko szukać miejsca w upadliskach przegniłych staréj budy strażniczéj.
Jedna z belek, na którą pas zarzucić nie było trudno, trwalsza jeszcze od innych, które już zbótwiałe leżały, zdała mu się jakby umyślnie pozostałą dla niego; i nie wahając się więcéj, rozwinął pas czerwony, końcami jego opasując ją zręcznie.
Wtém, gdy stryczek wiąże i rozszerza, a węzeł mocuje, usłyszał dziwny śmiéch za sobą.
Spojrzał przelękły: na pniaku wprost przeciw budy, któréj ściany całkiem się były rozwaliły, i słupy tylko trzymały jeszcze skielet budynku, głupi Janek zasiadł, patrzy i śmieje się.
— Dobry dzień ci cyganie kochanku — zawołał Janek, kłaniając mu się dziurawym kapeluszem słomianym — choć raz przecie rano do roboty wstałeś! A co? jak to dobrze, żem ci miejsce to pokazał, jakby umyślnie na urząd zrobione dla ciebie!
Tumry stanął osłupiały, puszczając z rąk pętlicę.
— Nic! nic! nie przerywam — kończył parobek — nie przeszkadzam, rób swoje: chcę się tylko przy-