Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 356.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

były powyginały, że niemal leżały na ścieli. Za to latem wszystka ta darń zielona, gdy się rozbujała, przypomniawszy sobie pole z którego wyszła, gdy zakwitła, aż miło było spojrzéć na ten wiszący ogródek. Wśród gęsto posplatanych ździebeł pospolitéj trawy, tu i owdzie strzelały kwiatki łąk naszych, zdziwione, że ich losy na taką wysokość podniosły. Para brzózek nawet, które tam zasiała dłoń Boża, ręką wiatru rozrzucając życie po świecie, ze swą bieluchną korą i drżącemi listkami, wysoko nad komin strzelały, i dobrze część dachu stojącą jeszcze przeniosły. Słoma, któréj codzień mniéj pozostawało, bo raz wraz trzeba się było łatać darniną z blizkiego cmentarnego rowu, służyła gnijąc za pokarm tym chciwym przybyszom.
Gorzéj daleko było ze ścianami, które się osuwały, zapadały w ziemię, krzywiły, kosiły, wychylały i w końcu stały się jakąś niepojętą klejanką najdziwniéj zmieszanych materyałów. Drzewo w nich niedostające zastępowały: chrust, glina, ziemia, słoma, śmiecie i co tylko było pod ręką. Jaskółcze gniazdko pod strzechą gościnną z większą nie zlepia się sztuką. Na podpory użyto rozebranéj wprędce nieużytecz-