Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 369.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie, nie! ty się pozostań w chacie: mnie taki saméj trzeba.
— Aleś ty słaba.
— To nic, dojdę o kiju, dojdę... A tobym się rozleżała na nic... Ot zaraz i powrócę...
Marysia chciała się opierać, ale Motruna milcząc drzwi otworzyła i choć chwytając się za ściany i uszaki, szybko wyszła na podwórko.
Dziewczę wyjrzało tylko za nią z bijącém sercem, zawołało jeszcze raz pocichu, i pozostać musiało.
— Otóż kiedy tak! — pomyślała upinając spódniczkę i narzucając fartuch na głowę, bo dzień był wilgotny, — zwinę się i przyniosę wody, rozpalę ognia, przygrzeję juszkę nim matka powróci.... Zobaczy, jaka ze mnie gospodyni.
Gdy się tak ochoczo krząta w chatynce, Motruna tymczasem powlokła się do wsi nieboga. A tak to jéj teraz zdało się daleko! Co ujdzie kroków kilkanaście, to stanie i odpoczywa, i wciąga powietrze, jakby go już brakło na świecie; i znów pośpieszy niecierpliwa, a wnet przysiada, bo drżą nogi, bo się w głowie kręci. Idzie tak, idzie do chaty Sołoduchy, bo to stara znachorka i całéj wsi lekarka;