Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 382.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— No! to nie chcecie drugiego?
— Co tobie kobieto?
— Bo ja to tak tylko się pytam... Wy wiecie, że kto mnie nie posłucha...
— No! no! a czegoż wy chcecie odemnie! zapytał chłopak niespokojny skrobiąc się po głowie.
— Podwieźcie chorą cyganichę do chaty pod cmentarzem — szepnęła mu na ucho, — jéj się już nie wiele należy, do domu się już sama nie dowlecze.
— A, podwiozę, podwiozę, jeszcze na wóz wsadzę i z woza wysadzę — rozśmiał się Mosiej, rad że się na małém skończyło — tylko niech się dobrze okryje, żeby jéj ludzie nie poznali, boby mnie palcami w karczmie wytykali, żem się z nią pobratał.
Coś tam więcéj mówił jeszcze, ale go już nie słuchali, a Sołoducha pośpieszyła dopomódz biédnej Motrunie na wóz, który się z okrytą kobieciną potoczył powoli aż na drugi wsi koniec.
Choroba cyganichy, może skutkiem przestrachu o los dziecka, czy téż wielkiego nad siły znużenia, w drodze już do chaty wzrastać zaczęła, tak, że gdy Mosiej z woza ją u drzwi chaty zsadził, ledwie się potrafiła zawlec do łóżka.