Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 397.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

sierotę uwiązać; nietyle zrobi co zjé, nietyle pociechy co kłopotu. A znowu szkoda żeby to się tak miało zwalać a kto zechce wziąć, jeśli dwór nie weźmie, choć i we dworze nie raj! Namby to tak bardzo nie zaciężyło, wyręczałabym się czasem: byłoby kogo choć po wodę posłać. Nieraz jak stary polezie w świat, choć do ściany gadaj!! Co tu robić? I tak źle i tak nie dobrze... E! wezmę, dalibóg wezmę! Niezłe być musi dziecko, bo biedy zaznała, a do pracy przywykła.
I posunęła się Sołoducha, podeszła i znowu zatrzymała się namyślając, niepewna co pocznie.
— Słuchajno Marysiu — zawołała nareszcie, — a dość już żale zawodzić: wstawaj, i chodź ze mną.
Ale dziécię nie posłyszało zrazu; i stara musiała je ująć za rękę, a siłą prawie wywieść do cmentarzowéj furtki. Marysia nie opierała się wcale, szła jakoś bezwładna, spłakana, posłuszna choć niechętna, trzymając ciągle fartuszek przy oczach, i gwałtownie szlochając chwilami.
— No! dałabyś już pokój, — mówiła znachorka — łzy nic nie pomogą, wszyscyśmy się na to urodzili, żeby umrzéć, to darmo! Już jéj płaczem nie wywo-