Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 453.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Z wejrzenia na nią poznała Marysia, że ją coś nie tak dobrém jak zwykle sercem przyjmuje; stała się więc pokorniejszą jeszcze. Pocałowała w rękę staruszkę; i stanęła u progu milcząca, Boga prosząc, żeby jéj Semenycha nie odmówiła roboty.
Stara wciąż jeszcze rozwiązywała sztucznie na głowie zaplątaną wedle tradycyjnéj formy namitkę, spoglądając z pod brwi siwych na dziewczę w pokorze i milczeniu stojące sobie zdaleka.
— A co tam chcecie Maryś? — odezwała się nareszcie.
— A cóż, matuniu... roboty! jak zawsze, dla miłości Bożéj jak jałmużny... Gdybyście wy nie litowali się nad sierotą, mogłoby jéj chleba zabraknąć.
— Roboty! — powtórzyła Semenycha wciąż zakłopotana i pochmurna — dobrze ci mówić, a tu może i przędziwa w chacie nie ma.
— A! krzyż Pański! U was matuniu — poczęło dziewczę — u takiéj gospodyni jak wy, taż to pełne bodnie lnu białego jak śnieg!
Semenycha połechtana uśmiechnęła się nieznacznie.
— Choćby i był, choćby i był! — rzekła — nie-