Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 475.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

podróżny, i ciemne jego oczy z pod słomianego kapelusza, tak ognistym patrzące wzrokiem.
— Któżby to był? — pomyślała — kto taki?
Ale nie znając ani okolicy, ani swojéj wsi nawet, domyślić się nie mogła, i rzuciwszy pytanie z wiatrem, a na prędce urządziwszy chatę, z Sierotką razem poszła na matczyną mogiłę prząść do południa, pókiby jéj skwar ztamtąd nie spędził.
Pies, który już dobrze wiedział drogę codzienną, naszczekując i wesoło się zwijając, poprowadził ją do zielonego wzgórka, u stóp którego Marysia na omszonym siadywała kamieniu, pod starą spróchniałą wierzbą.
Widok z téj wyżyny sięgał daleko, i w istocie mógł samotnicę zabawić, bo przez obalony parkan i nizki wał, z pagórka całą wioskę jak na dłoni, i pola z drogami po za wsią, a w prawo jary, zarośla i bory widać było daleko. Choć ruch na gościńcu był mały, bo w tę stronę niebardzo kto jeździł, prócz w dzień jarmarku do miasteczka, do którego bliższa wprawdzie, ale gorsza tędy prowadziła droga; za to oko zdala napaść się mogło ruchem okolicy i obrazem pracy ludzkiéj. Co się działo we wsi, za wsią, na polach, we młynie, wszys-