Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 523.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

pełnie o Marysi zapomni, do chaty za wsią nie zajrzy, i pocznie się do Horpyny sotnikównéj zalecać, gdzie pewien był, że go dobrze przyjmą; ale wszystkie te postanowienia trwały niezachwianie niespełna dwadzieścia cztery godziny.
W ciągu nich nawet Tomko, nie gościńcem wprawdzie, ale kędyś drożyną po za cmentarzem przejechał raz mimo chaty i z ukosa spojrzał w stronę Marysi. Nazajutrz już mu z tém strasznie było ciężko; ale na lekarstwo wprosił się do sotnika. Horpyna była niczego, zdrowa, hoża, młoda, i niezmiernie śmiała; sotnik wdowiec, w chacie tylko stara milcząca najmitka: słowem, zaloty szłyby były jak po maśle, bo dziewczęciu panicz się wcale podobał; ale Tomkowi po Marysi wydała się sotnikówna tak pospolitą, prostakowatą i bezwstydną, że pokręciwszy się chwilę koło niéj, choć go zapraszano na wieczorynkę pod pozorem objazdu lasów powrócił do domu.
Chmurny a gniewny sam na siebie, położył się spać i zaspał sprawę bardzo wcześnie z wieczora. Ale sen co go miał uleczyć, to mu w głowę naplątał jakichś obrazów, że z niemi wstał o zaraniu gorzéj jeszcze niż był rozmarzony.