Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom II 029.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Czcze słowo! — zamruczał. — Ja się uważam za niewolnika. Mam tylko tę przyjemność, że czuję doskonale i widzę ciążące kajdany.
— Ale dajcież pokój biédnému temu niewolnikowi! — zawoła ze swojego kątka Ahaswera. — Wpadniemy w rozprawy o wolnéj woli i fatalizmie i wieczór przepadnie...
Wszyscy po tém odezwaniu się widocznie znudzonéj księżny wstrzymali się od dalszéj rozprawy. Nie umiał nikt rozmowy zawiązać na nowo. Wtém gospodyni zagadnęła Wiktora:
— Wprowadź nas pan, co tak kochasz sztukę, w zaczarowany świat jéj... Tam będzie nam jaśniéj i weseléj. Jestem pewna że znajdziesz nam coś do powiedzenia o jakiém nowém arcydziele, obrazie, posągu, wykopanym szczątku, o jakiéj wystawie w pracowni artystów... Jest ich tylu!
— Popiéram z całych sił wniosek naszéj gospodyni — dorzuciła księżna Teresa.
Wiktor wahał się jeszcze z odpowiedzią, gdy poeta, który nie chciał się dać zaćmić, pośpieszył odezwać się za niego.
— Żądacie panie niemożliwéj rzeczy od szanownego kolegi — (upiérał się przy tém koleżeństwie). — Gdzież teraz w świecie sztuki jest cóś nowego a godnego zastanowienia? Artyści się powtarzają do znudzenia, a ci nawet, co geniusz mają, starają się go do wymagań świata przy-