Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom II 049.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

w sobie i lekceważył te drobne środki, któremi inni się posługują, aby sobie drogę torować.
Malował właśnie drugą scenę rzymską dla księżny Teresy. Człowiek pracowity, rzadko się dawał wciągać w towarzystwo, które wiele czasu kosztowało. Nie przynosił téż z sobą żadnego z tych przymiotów świetnych, które chwytają za serca; mówił sucho, mało, a pojęcia swe o sztuce wolał zachowywać przy sobie. O teorye nie spiérał się nigdy. Czasem jednak, gdy mu się wyrwało słowo powstrzymywane, czuć było w niém umysł niepospolity i wykształcenie wielkie.
Ranek dnia, przeznaczonego na wycieczkę do willi Adryana, zapowiadał się bardzo pięknym, choć wiatr zbyt ciepły był jakby zwiastunem rychłéj przemiany. Godzinę obiadu wyznaczono wczesną dosyć, ażeby nazbyt późno nie powracać do miasta.
Restaurator, mając carte blanche, nie żałował zachodu i kosztów, ażeby pokazać, co może i co umié. W wigilią dnia był już na miejscu i sam czynił przygotowania. Wspaniały namiot dał się na ten dzień nająć. Rozbito go w miejscu ocienioném, malowniczém, w którém nie zbywało na złomkach murów bluszczem okrytych. Nieopodal było obszérne, puste, brudne podziemie, rodzaj sali, zawalonéj rumowiskami, do któréj w ostateczności jakiéj katastrofy atmosferycznéj schronić się było można.
Chociaż upał wielki podróż czynił przykrą