Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom II 052.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— A my?
Hrabia August cofnął się urażony.
— Jestem wielbicielem p. Lizy — rzekł — tego się nie zapiéram; ale... nic więcéj. Zostanę jak byłem jéj przyjacielem. Lecz proszę cię, nie mówmy o tém.
Filip rozśmiał się gorzko.
— Co do mnie — odparł — ja i przez szacunek dla niéj i przez zazdrość wszelkiemi możliwemi środkami starać się będę przeszkodzić, aby w sidła komedyanta jakiegoś i awanturnika nie wpadła.
— Zmiłuj się, to nie może być awanturnik, to niepospolity człowiek! — zawołał br. August.
— A! tak! niepospolity aktor, który doskonale rolę swą odegrywa. Zdolności ma, nie zaprzeczam, ale tém więcéj się go lękam. Cóż ręczy za jego charakter? Kryje się ze swą przeszłością, z nazwiskiem, a to przecie nie mówi za nim.
Właśnie gdy się tak rozmowa ożywiała, nadeszli Pelukowski i sztywny, wyprostowany, milczący Aurelian. Szlachcic począł bredzić o Rzymie i o swojéj podróży, ale szczęściem nadjechali Ferdynand i Wiktor.
Brat Lizy, przez grzeczność dla człowieka, ku któremu nie taiła się z sympatyą siostra, zabrał go z sobą. Wiktor przybywał w tym samym humorze rozjaśnionym, odmłodzony, ożywiony, jak wczoraj. Powitawszy gospodarza, zwrócił się zaraz do Aureliana, z którym był poufale znajomy, i uścisnął mu rękę.