Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom II 054.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

działa co począć z sobą. Brwi jéj ściągnęły się, usta zacięły, duma niewysłowiona odmalowała się na bladém obliczu; odprostowała się, podniosła głowę i objąwszy oczyma widowisko które miała przed sobą, zwolna, nic nie mówiąc, zwróciła się nazad, aby odejść. Oczy Filipa, z przestrachem zwrócone na nią, stały jakby zeszklone, nie mogąc się od niéj odwrócić.
Wtém Wiktor, stojący najbliżéj, a ze zwierzenia hr. Filipa miarkując, jak to przypadkowe spotkanie mogło wielkie na nim i na artystce uczynić wrażenie, posunął się za odchodzącą. Był jéj potrosze już znajomym i nie wahał się ją pozdrowić.
Zwolna odwróciła głowę ku niemu, lecz na odpowiedź zebrać się nie mogła.
— Jesteśmy tu zaproszeni — rzekł Gorajski, idąc za nią — przez hr. Filipa... którego pani znasz podobno. Dziwnie się złożyło, żeś pani właśnie ten dzień wybrała dla zwiédzenia willi.
Kobiéta odwróciła się z twarzą zarumienioną.
— Najnieszczęśliwiéj się złożyło! — zawołała ze wzruszeniem, którego pohamować nie mogła. — Ten człowiek, o którego pobycie w Rzymie nie wiedziałam, gotów posądzić mnie, iż przyszłam, jak widmo teatralne, popsuć mu zabawę jego umyślnie.
Rozśmiała się z ironią bolesną.
— Ale, na miłość Boga, powiédź-że mu pan,