Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom II 086.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Wychowaniem — odrzekł Wiktor. — Rzadko posuwają je daléj nad znajomość powierzchowną, encyklopedyczną rzeczy powszednich. Główną wagę w wychowaniu ma ogłada. Prawda że w salonie nic im zarzucić nie można, że ludzie są nadzwyczaj mili, ale rozpieszczeni, egoiści i płosi. Nie idzie im o to, aby coś umiéć, lecz aby wszystko jako tako rozumiéć, chwycić coś z każdéj rzeczy i błyszczéć. Wyjątek stanowi ten hr. August.
— Filipowi téż inteligencyi odmówić nie można — odparł Aurelian.
— Ani dowcipu; ale zgryziony i zgryźliwy jest i więcéj o sobie mniema, niż się godzi. Biédny człek!
— Panie więcéj od nich warte — zauważył malarz.
— Masz słuszność — potwierdził Wiktor. — U nas powszechnie kobiéty stosunkowo wyżéj stoją od mężczyzn, i to jedno pociesza, boć od nich zależy przyszłość pokoleń. Ale i to — dodał — są chore dusze... Każda z nich prawie pożyciem z człowiekiem, co jéj nie był wart, złamana. Odwagi im braknie, aby samoistniéj życiem kierować; dręczą się i marnieją.
— Lizę to jakby Ary Scheffer malował — wtrącił Aurelian. — Ma wyraz jego poetycznych kreacyj niewieścich.
— Nadało jéj go nieszczęście — rzekł Wiktor. — Przeszłość jéj bardzo smutna. Związana była