Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom II 087.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

z człowiekiem zwierzęco zepsutym... anioł z bydlęciem! Najpiękniejsze lata życia zeszły na męczeństwie, a gdy wyzwoloną została, nie wiem czy ma jeszcze siły rozpocząć życie nowe.
— Ależ to młoda kobiéta! — odezwał się Aurelian.
— Tak, młoda, lecz życie się na lata nie liczy — odpowiedział Wiktor. — Męczeństwo wyczerpuje zawcześnie i rozczarowuje na wieki.
Rozmawiając tak, szli powoli pustym gościńcem. Księżyc, już po pełni późno wschodzący, dopiéro się z za gór dobywał... W krzakach i bujnych chwastach polatywały muchy świécące (luciole) jak ogniki, chwilę migotały w powietrzu, znikały i zjawiały się znowu.
Stali właśnie u mostka na wyschłym potoku, za którym licha lepianka, karczemka z kuźnią pustą, ciemniała, jakby uśpione stworzenie jakieś, leżące nad drogą.
Zdziwił się mocno Wiktor, gdy się zbliżyli, widząc w niéj światło, przez otwarte drzwi smugą wychodzące na gościniec.
Ciekawość jakaś — może artystyczna — efektu światła i charakterystyki tego biédnego wnętrza, skłoniła Aureliana do zatrzymania się i zaglądnięcia. Wiktor stanął także.
Izba niewielka, któréj otwarte drzwi wychodziły wprost na gościniec, była ubogą i bardzo licho w sprzęt nędzny opatrzoną. Stół na chwiejących się nogach cienkich, kilka nadłamanych stołków,