Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom II 126.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Ściany całe zajmowały ogromne, na papiérze węglem rysowane pomysły najrozmaitsze, w których studya z natury starał się zużytkować. Wistocie były to krajobrazy włoskie i dantejskie. Mniejsze olejne i ołówkowe szkice wisiały poprzybijane niedbale tu i owdzie. W pośrodku na wielkiéj sztaludze stał wistocie ów las dantejskiego piekła, na płótnie równie wyglądający ponuro, strasznie, smutno, jak w poemacie.
Musiało to być dzieło najulubieńsze, dziécię marzeń artysty, na które potrzebował patrzyć codzień, ciągle cóś mu dodawać, cóś ujmować, cieszyć się niém czy rozpaczać — bo stało w najlepszém świetle, w przepysznych ramach rzeźbionych, jakby już się gdzieś wybiérało w drogę    pojechać nie śmiało odwagi. Sparty o sztalugę, stał walsztok, a obok leżała zabrukana i zaschła paleta, w którą wetknięte penzle potwardniały niemyte. Obraz był widocznie malowany i przerabiany, poprawiany kilkakroć, bo niektóre miejsca jego matowały się, inne świéciły i potrzeba było szukać dla widzenia go właściwego punktu, z którego patrząc, te nierówności znikały.
Na jednym z kartonów węglem poczęta była Dite, ale malarz nie miał cierpliwości jéj dokończyć. Mniejsze rysunki przedstawiały fantastyczne pomysły do krajobrazów dantejskich, wśród których i pola Elizejskie widać było, lecz na zaludniające je postacie białą próżnię pozostawiono.
Na małéj sztaludze, odwróconéj do ściany, kar-