Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom II 152.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Mam, i on sam się tego nie zaprze.
Tu hr. Filip zaczął opowiadać ze szczegółami, czego się o urodzeniu Wiktora dowiedział i co żadnéj nie ulegało wątpliwości.
Księżna głową potrząsała, słuchając.
— Dziwy! dziwy! mój hrabio — dodała, gdy dokończył — dziwy, ale wmieszałeś się w sprawę niebezpieczną i nie wiem czy wyjdziesz z niéj cało. Możesz jemu przeszkodzić, ale sobie nie pomożesz. Wszystkich miéć będziesz przeciw sobie, hr. Augusta...
— O! ten mi to zgóry zapowiedział — rzekł Filip. — Ale nie dbam o to!
— I brata jéj.
— Nie boję się go.
— A na końcu samego Wiktora — dorzuciła Ahaswera. — Jeśli cię ten wyzwie...
— Z ludźmi jak on nikt się nie bije — zawołał dumnie hrabia — W Rzymie nie zabraknie zbirów. Każę go obić, ale bić się z nim....
Zamilkła słuchająca.
Filip drżał i chodził, jak bezprzytomny.
— Może ci w łeb strzelić — rzekła po chwili. — Ja, przyznam ci się, będąc na twém miejscu i popełniwszy taką... no, nazwijmy to niedorzecznością, dziśbym opuściła Rzym.
— Aby mówiono żem się uląkł następstw mojego kroku. O nie — rzekł Filip. — Niech będzie co chce.
Potrząsając głową, księżna siedziała milcząca.