Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom II 154.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

dniejszym z ludzi. Całe swe życie popełniał patetyczne omyłki i wielkobrzmiące głupstwa.
Kartka księżny, która go zastała w biédnéj zajmowanéj przez niego izdebce, pełnéj papiérów, śmieci i nieładu, naprzód wbiła go w pychę. Ale żal miał do téj kobiéty, do któréj zaczynał się przywiązywać. Myląc się w ocenieniu wezwania, sądził że się serce odezwało. Chciał się podrożyć z sobą; ale wnet poruszony, zwyciężony tą ręką wyciągniętą, któréj potrzebował do życia, ubrał się, zapomniał urazy i pobiegł.
Spodziéwał się znaléźć Ahaswerę czułą, rozmarzoną, bolejącą po śmierci męża, o któréj wieść go już dochodziła, a tymczasem w progu powitała go roztargniona i niecierpliwa.
— Czegożeś tak długo czekać na siebie kazał? Mam tysiące potrzeb, tysiące pytań.
Oblała go zimną wodą. Nasrożył się, chciał stać się czułym i patetycznym, ale przerwała mu żywo.
— No, to potém. Czy wiész tę historyą pięknéj Lizy i bezimiennego jegomości, p. Wiktora?
— Nie wiem nic, oprócz że się podobno pokochali... Ale — dodał z pogardą — to zimna lodu bryła.
Księżna posadziła go naprzód, a potém żywo szczebiocząc, opowiedziała mu wszystko. Była to dla niego nowość, zdumienie, przerażenie.
Poczciwe obudziło się w nim uczucie, które