Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom II 178.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Ahaswera wydęła usta, zrobiła minkę dziwną i spojrzała ku balkonowi ostrożnie.
— Mówi się to tak i marzy — (tu uśmiéch przebiegł jéj zmiętą twarzyczkę) — ale czy księżna wierzysz w to, aby, kochając się, młodzi ludzie mogli długo pozostać tak.... rozumiész mnie?...
Księżna Teresa, choć rozmawiały pocichu, a August z Ferdynandem i poetą stali na stronie, zarumieniła się, jak panienka.
— Cichoż! nie znasz Elizy! — zawołała, głos zniżając.
— Kochana moja, znam siebie i kobiéty, znam mężczyzn! O! wiele, wiele miałam doświadczeń w życiu! — Potrząsnęła głową. — Position fausse! próba niebezpieczna.
Księżna Teresa zbiérała się na odpowiedź, gdy Liza z Wiktorem weszli z balkonu nazad do salonu. Rozmowa przerwać się musiała.
Hrabia August spójrzał na zégarek i westchnął, zbliżając się do gospodyni.
— Powinnibyśmy panią pożegnać, a nigdy tak trudno jak dziś ztąd wyjść nie było. A, pani! kiedy nam wrócą wieczory na Via Sistina?
— Myślisz, hrabio, że i ja z tęsknotą i wdzięcznością dla was wspominać ich nie będę?
Podała rękę Augustowi.
— Przyjaciele starzy nie opuścicie nas przecie! Znajdziemy się gdzieś, zwołamy i wybierzemy sobie kątek spokojny, aby w nim żyć znowu jasném słowem i tęskną myślą.