Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom II 179.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie opuszczaj-że nas pani przynajmniéj tak nagle, bez opowiedzenia — dodał August — pozwól czuwać nad sobą.
— Nie ucieknę tak bardzo prędko — uśmiéchnęła się gospodyni — pomówimy o tém jeszcze.
Wszyscy goście za przykładem hr. Augusta poruszyli się; Ahaswera spojrzała na zbiédzonego poetę, ulitowała się nad nim i uszczęśliwiła go, oznajmując że ma jéj do domu towarzyszyć... Hrabia August wyszedł piérwszy, a choć wieczór był cudny i w ulicach życia wiele, wprost już pociągnął do mieszkania.
Robiło mu to tylko przykrość, że w tym samym hotelu pod bokiem miał hr. Filipa, a dawne stosunki narazić go mogły na spotkanie z nim. Myślał jeszcze, jak tego uniknie, gdy w bramie hotelu spostrzegł go, jakby na straży wyczekującego. Chodził wielkiemi krokami, z głową spuszczoną, mówiąc cóś sam do siebie. Słysząc chód, podniósł oczy i, poznawszy Augusta, szybko się zbliżył ku niemu. Nadchodzący chciał go uniknąć, ale zastąpił mu drogę.
— Nie możesz mi odmówić chwili posłuchania — odezwał się głosem, w którym brzmiało nadzwyczajne, rozpaczliwe podrażnienie.
Krok w krok podążył za nim nagórę. Razem weszli, gdyż nie dał się milczeniem zimném odstraszyć.
Spojrzał przy podaném świetle na twarz hr. Augusta, która była surowszą, poważniejszą je-