Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom II 180.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

szcze niż zwykle. Zacięte jego usta, namarszczone czoło dawały poznać, iż ani rozmawiać, ani słuchać nie miał ochoty.
— Potępiasz mnie więc i ty? — rzekł głosem stłumionym — i ty, i wszyscy... Rzecz jest skończona ze mną. Zostałem wyklęty, anathema! Uśmiéchnął się szydersko. — Nie mam nawet od kogo żądać zadośćuczynienia, bo z tym bezimiennym włóczęgą jakimś bić się nie mogę.
— Nie rozumiem do czegoby cię pojedynek doprowadził? coby ci on pomógł — rzekł August niecierpliwie.
Przynajmniebym pragnienie jakiéjś zemsty nasycił — zawołał Filip, bijąc się w piersi.
— Zemsty? za co? Mścij się na sobie — dodał gospodarz, zaczynając się rozbiérać, aby dać poznać, że chce sam pozostać.
Filip przeszedł się po pokoju.
— Więc, na Boga, powiédz mi, co pozostaje do czynienia? Cóś muszę począć, jakiś koniec temu być musi! — krzyknął Filip.
— Potrzeba rady szukać w samym sobie — odparł August surowo. — Sumienie ją podyktować powinno.
— Co tam sumienie! pragnę zemsty i nie widzę przed sobą nad nią nic więcéj. Drogi innéj nie ma — rzekł Filip.
— Zdaje mi się, że żal i skrucha pozostają ci jeszcze — z niecierpliwością odezwał się August.