Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom II 184.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

cane złomy kamieni białawych, żółtych, pomarańczowych zmuszały wody przerzynać się, spadać i mruczéć pocichu.
Ścianami wysokiemi zakryta willa ze swym ogrodem, winnicą, kwiatami, wieżyczką, werendami, balkonami uśmiéchała się zalotnie płynącym Elbą statkom i przeciwległym brzegom.
Obok, ponad brzegami jéj w lewo i w prawo ustawione, przedzielone od siebie zielenią i skałami, stały jak zajrzéć wille, domki, chatki, kamieniczki, małe i wielkie budowy, służące latem za przytułek szukającym powietrza, ciszy i spokoju.
Niektóre z nich smakiem nowszym zdradzały młodość, inne dachami wysokiemi, małemi oknami, prostotą budowy, choć odświéżone, mówiły o czasach dawnych.
Ogromne łomy kamienia, nagromadzone u brzegów zapasy jego, poprzywiązywane do brzegów barki, kręcący się robotnicy, niekiedy garstka miejskich gości, w jaskrawszych strojach, ożywiały dość pustą okolicę.
Przewoźnicy czółnami cochwila przerzucali z jednego brzegu na drugi turystów i mieszkańców, powracających z miasta i miasteczka.
Krajobraz, uśmiéchnięty dobrodusznie, w prawo i lewo ukazywał malownicze brzegi rzéki, wzgórza piętrzące się urwistemi bokami, gaje, sady, białe domy, czerwone dachy, kłęby drzew w dolinie, czarne lasy na wyniosłościach, i jakby