Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom II 188.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Hrabia August dowodził, że roztargniony młodzieniec statek chybić musiał i zapewne przybędzie koleją do najbliższéj stacyi.
Jakoż wistocie spostrzegła go księżna Teresa, przewożącego się czółnem i dającego chustką znaki.
Razem z podwieczorkiem, zjawił się Ferdynand w salonie. Wszedł i choć nadrabiał wesołością, oko siostry cóś dostrzegło na jego twarzy, niby ślad troski i zakłopotania.
— Co ci jest? — spytała.
— Mnie? nic a nic! — rozśmiał się Ferdynand. — Zły tylko byłem na siebie, żem do statku przybiegł, gdy był o kilkaset kroków od przystani.
— Pewnieś się pan na jaką ładną Saksonkę zapatrzył — wtrąciła Ahaswera, grożąc na nosku niekształtnym. — Mają one przecie sławę piękności.
— Musi to być chyba pamiątką znikłéj przeszłości — rzekł Ferdynand. — Tymczasem owo plemię, o którém mówiono: Wo schöne Mädchen wachsen, zastąpione zostało jakiémś inném. Twarz ładną zobaczyć trudno, a gdyby się ją znalazło, reszta postaci rozczaruje.
— Bacznie się pan przypatrywałeś — dodała Ahaswera.
Ferdynand ruszył ramionami.
— A! nie Włoszki to, brudne wprawdzie, zaniedbane, wysmarowane oliwą, ale jak boginie piękne, typowe, wielkiéj krwi i wielkiego stylu, cóś w sobie bohatérskiego i klasycznego mające...