Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom II 189.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

To biédny narodek, zapracowany, wątły choć czasem dogóry strzeli, jasnowłosy, płaskonogi, chudy albo nabrzękły.
Ahaswera się rozśmiała.
— Włoszek ci żal, panie Ferdynandzie, a mnie włoskiego kraju; bo tam, jakie jest to jest, ale drga życie. Tu ludzie wegetują.
Zdania były podzielone. Księżna Teresa w dobroci serca swojego broniła Sasów i szukała w nich stron dobrych, znajdowała ich sympatycznymi.
Gdy tak rozprawiano. Ferdynand nieznacznie wyciągnął na balkon hr. Augusta i szepnął mu:
— Wiész hrabia kogom widział w mieście?
— Miałżeby Wiktor przybyć, na którego czekamy i który jużby powinien wrócić ze swéj wycieczki do Rzymu? — spytał August.
— Nie taiłbym się z tą dobrą nowiną — rzekł ciszéj Ferdynand. — Na zamkowéj ulicy spotkałem hr. Filipa.
Wzdrygnął się August.
— Widział cię? — zawołał żywo.
— Niestety! gorzéj, bo mi się zdala z uśmiészkiem ukłonił — kończył Ferdynand.
Zamilkli; zasępił się hrabia.
— Wistocie to nowina nieprzyjemna, po dwóch leciech miéć go znowu, jak zawieszony miecz Damoklesa nad głową. Ani słychać już o nim nie było; myśleliśmy że do kraju powrócił. Czy sądzisz że jest tu umyślnie?