Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom II 199.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

zatruł tu życie. Dosyć będzie jego twarzy i uśmiéchu, nastręczających się cochwila, aby nie dać wyjrzéć oknem, wyjść na balkon, przesunąć się z jednego do drugiego domku swobodnie.
— To prawda — zawołał August — a jednak ja głosuję za tém, abyśmy nie uciekali przed groźbą. Czekajmy, zoboczymy co pocznie, a to nam wskaże, jak bronić się mamy.
— A! dla mnie już od dziśdnia zaczyna się męczarnia — dodała Liza — tém większa, że Gorajski przybywa, że o niego będę w obawie i o to, co on zniecierpliwiony może przedsięwziąć.
Tak wieczór cały prawie upłynął na smutnych rozprawach i przypuszczeniach. Jeden tylko Ferdynand, zatopiony w myślach, nie odzywał się prawie, a po rozejściu się wszystkich, drzwi pokoju zamknąwszy na klucz, dobył pudełko z pistoletami, które zawsze woził z sobą, opatrzył rewolwer, naboje i wszystko doprowadziwszy do porządku, spokojniejszy spać się położył. Miał mocne postanowienie, nie mówiąc nic nikomu, nawet hr. Augustowi, przy piérwszej sposobności wyzwać Filipa i tém koniec nieznośnemu położyć prześladowaniu.
Jednakże ani dnia następnego, ani wciągu całego tygodnia nic nie dało powodu do obawy, aby Filip miał spełnić swe pogróżki.
O kilkadziesiąt zaledwie kroków od gotyckiéj willi księżny Ahaswery, stała nienajęta tak zwana Villa Bellavista. Obszérna i zbytkownie urzą-