Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom II 202.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

nadzwyczajne, że stłumiło wszystkie inne uczucia, które mogły się razem z niém objawić.
Piérwsza radością zabłysnęła twarz p. Lizy. Była mu wdzięczną, była niemal szczęściwą, że takim coup de théâtre skończyły się jéj niepokoje i męczarnie. Ahaswera jak w tęczę patrzyła w wesołą, młodziuchną hrabinę, która zdawała się jeszcze zachwyconą wszystkiém: życiem, światem, prześliczną swą toaletą, przepysznemi klejnotami, które ją trochę nadto błyszczącą czyniły. Hrabia Filip, jak gdyby cała przeszłość poszła na wieki w niepamięć, przedstawiał zkolei swoję Anulkę i polecał łasce wszystkich, a Anulka, któréj seryo trudno było wytrzymać nawet krótką chwilę, już się wyrywała szczebiotać i zdawała chciéć przypodobać wszystkim.
Dla znających jednak bliżéj hr. Filipa, to wesele kobiéty nieopatrznéj miało cóś w sobie strasznego. Bawiła się, jak dziécię nad przepaścią.
Zdaje się że myśl ta, gdy patrzył na nią, przyjść musiała hr. Augustowi, w którego rysach przebijało się jakby politowanie. Księżna Teresa była uprzejma i zachwycona tą iskrzącą się młodością pięknéj hrabiny.
Ahaswera zazdrościła jéj nie męża, ale wieku tego i humoru.
Naostatek Ferdynand, wielbiciel pięknych twarzyczek, świéżych i z pączka wychodzących, stał zapatrzony z uwielbieniem.