Hrabia Filip śmiał się i... ulegał. Jednéj tylko struny poruszać nie dozwalał. Zazdrosnym był za najmniejszą oznaką zalotności, od któréj trzpiotowatéj pani niezmiernie trudno się było powstrzymać.
Należałoby, dla uspokojenia czytelników, odsłonić teraz jeszcze jakiś rożek przyszłości; ale możnaż ją odgadnąć?
Nie umiemy powiedziéć nawet, czy owe ślubowiny dusz, zawarte między p. Lizą a Wiktorem, zmieniły się w przysięgę u ołtarza, do któréj księżna Teresa nagliła. Opór ze strony wdowy był coraz słabszy i zdaje się że po roku jakim nowicyatu i próby, musiała podać rękę przyjacielowi, który sam się o nią upominać nie śmiał.
Z osób, któreśmy w ciągu opowiadania poznali, księżna Ahaswera także wkrótce po zrzuceniu żałoby wyszła za mąż w Paryżu za Francuza, noszącego nazwisko hiszpańskie. Człowiek miał być niemłody, dowcipny, lubiący jeść dobrze, a jaknajmniéj się męczyć jakąkolwiek pracą. Mówiono że pisywał do dzienników i zabiérał się zostać poetą, ale po ślubie mowy już ani o dziennikarstwie, ani o poezyi nie było. Oboje lubili podróże i miodowe miesiące spędzili w Kairze.