Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom I 015.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

wzrosła i w co jeszcze mogła się obrócić? Mimo siwych włosów, twarz to bowiem była nieskończona, niezastygła. Nie był to gips stężały, ale glina, którą dotknięcie wielkiego mistrza, losu, mogło uczynić arcydziełem, albo obrócić w nieforemną bryłę ziemi.
Człowiek ten nęcił czémś niełatwém do wyczytania.
Po za nim można się było domyślać całego szeregu postaci wielkich, których on krwi i myśli był spadkobiercą. Wpatrując się w niego, odgadywałeś krew bohatérów miecza i bohatérów ducha, po których on wziął organizm już zwątlony, ale wyszlachetniony. Można go było jeszcze odziać w żelazną zbroję starą i serce by mu do niéj i w niéj uderzyło praojcowskiemi wspomnieniami; ale długoby dźwigać jéj nie podołał. Hełm nazbytby mu cisnął to czoło, pod którém teraz odegrywał się cały dramat jego życia.
Gdyby nie ten siwy włos, co mu bujnie spadał na ramiona, z postawy wyniosłéj, niezłamanéj życiem, z silnéj i zręcznéj budowy ciała, hrabiego Augusta wziąćby było można za młodzieńca, chociaż ani strojem, ani wymuszonemi ruchy nie starał się lat ująć sobie, a swą siwizną zdawał się chlubić.
Wyraz oblicza tego, przysłonionego tajemnicą, zagadkowego, był smutny, ale spokojny i łagodny, jakby kogoś co z wielkiego boju powrócił