Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom I 028.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Młody brat gospodyni, pan Ferdynand, podawał herbatę i wszyscy się około okrągłego stolika mieścić zaczynali. Bystry wzrok przybyłéj pani, przelatując zkolei po otaczających, najczęściéj zatrzymywał się na siwowłosym, jak gdyby z niego chciała cóś wyczytać i odgadnąć.
Hrabia August oczy trzymał spuszczone, czoło miał wypogodzone i czytać w sobie nie dawał. Można się tylko było domyślać z ruchów, z wielkiéj pilności jaką miał około siebie, że obawiał się, aby w nim czytać nie chciano, odgadując iż któś być może ciekawy. Czy miał co do utajenia? o to zdawała się go mocno posądzać księżna, bo przyglądała mu się pilnie, a nie zdobywszy nic, wkońcu wprost go zagadnęła, aby zmusić do podniesienia oczu i przerwania milczenia.
— Hrabio Auguście, jakże idą studya rzymskie?
— Niech księżna nie pyta — odparł głosem powolnym i cichym, nie podnosząc oczów z talerzyka. — To nie studya, przepraszam, ale studnia do wypicia.
— A my do zgłębienia jéj przeszkadzamy — wtrąciła gospodyni — my, to jest ja.
Księżna się uśmiéchnęła nieznacznie.
— Całkiem przeciwnie — zawołał żywo hrabia August — pani do nich mi dopomaga skutecznie. Każde jéj zapytanie uczy mnie mojéj niewiadomości, odkrywa drogi nowe. Pani masz dar wskazywania tych stron, tych wątpliwości, na