Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom I 042.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Noc letnia we Włoszech, zwłaszcza po dniach upalnych, do naszych nocy, poświęconych spoczynkowi, wcale nie jest podobną.
Gdy minie owa niebezpieczna chwila zachodu słońca, spadania rosy, podnoszenia się zatrutych wyziewów, wszystko, co się dusiło we dnie od skwaru, oddycha, wysuwa się na powietrze i dopiéro żyć poczyna.
Ale nie jest-to już życie uliczne dnia, gwarne, ruchawe, głośne. Mało kto się przechadza; rodziny zasiadają w progach, a ci, co rodzin nie mają, szukają towarzystwa u drzwi tratoryj i kawiarń. Gdzieniegdzie odzywa się brzęcząca komarowym głosikiem gitara, śpiéw nucony cicho, szanujący milczenie nocy. Rzadki tylko krzyk urwany przerwie czasem tę harmonią życia mroków, w którém czuć pragnienie spokoju, napawania się ciszą.
W ogródkach otwartych, osłonione cieniem, stoją gdzieniegdzie pary tajemnicze, kryjąc się i szukając mroku, nie żeby się wstydziły tego co je ku sobie zbliżyło, ale instynktem czując, iż miłość jest jedną ze świętych tajemnic natury, którą się profanuje, wyciągając ją na świat, na oczy, na słońce.
Jéj tak potrzeba cienia, jak fijołkom, które więdnieją, gdy dotknie ich promień gorętszy. Warzy je cyniczne spojrzenie słońca.
Pół przezroczystą noc włoską, nawet gdy jest bezksiężycową i wydaje się czarną, oświécają ta-