Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom I 051.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Gdzie ja tego człowieka widziałem? bo twarz ta mi niezmiernie znajoma! Co u licha!
— Zbliżmy-no się, zrobimy mu nieprzyjemną niespodziankę — podszepnął złośliwie Filip.
Z innych zapewne powodów milcząco przystawszy na to, hrabia August począł wolnym krokiem zbliżać się ku drzwiom kawiarni.
Usłyszawszy chód, dziéwczę, bez trwogi i wcale niezakłopotane, zwróciło główkę ku przychodzącym, ale się z miejsca nie ruszyło. Po chwili zwolna obejrzał się na nich także pan Wiktor, z równym spokojem.
Poznawszy hr. Augusta, pozdrowił go uśmiéchem i lekkiém głowy skinieniem. Dziéwczę, widząc że nadchodzący byli znajomi, uśmiéchnęło się do siedzącego i założywszy ręce na piersi, odeszło parę kroków w głąb izby.
— Zastaliśmy pana w bardzo miłém towarzystwie! — oderwał się szydersko hrabia Filip.
— Wistocie — odparł swobodnie, nie wstając z miejsca i nie zmieniając postawy, Wiktor. — Nie może być nic przyjemniejszego, nad świegotanie ptaszka na wiosnę, nad szczebiot takiego naiwnego dziéwczęcia, zwłaszcza gdy tak jest piękne, jak ta Pepita.
Usłyszawszy wymienione imię swoje, dziéwczę się trochę zarumieniło; ściągnęło brwi czarne, ustąpiło krok jeszcze, ale nie uciekało.
Obaj przybyli przyglądali się jéj zdaleka Po piérwszym rumieńcu, już dalsza rozmowa i wej-