Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom I 080.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

że lepiéj wcale nie marzyć o tém co niedoścignione, a ograniczyć się na...
— Na fruges consumere nati — podszepnął hrabia August.
Rozmowa się nieco przerwała, bo milczenie p. Elizy zdało się gospodyni oznaką, iż zboczono odrazu w strefy, w które niewszyscy puszczać się byli gotowi.
Właśnie téż wejście gościa nowego wywiodło wszystkich z trochę kłopotliwego szukania treści do ogólnéj rozmowy.
Przybyły był jednym z tych biédaków, których księżna umiała wszędzie wyszukiwać i gromadzić około siebie. Był to malarz-poeta, człowiek już niebardzo młody, od lat wielu błąkający się po Włoszech i po Francyi, który sztuki dopiéro, za granicą się w niéj rozmiłowawszy, uczyć się począł — jeden z tych, o których wspominała pani Eliza, co mówią pięknie o sztuce, a stworzyć nic nie umieją. W wielu rzeczach miał pojęcia bardzo trafne, czuł piękno, umiał je ocenić, teoretycznie tworzył obrazy zachwycające; ale gdy się wziął do wykonania, był najstraszliwszym bazgraczem.
Szkic bywał czasem genialny, lecz dzieło prawie zawsze poczwarne. Nieszczęściem sam do siebie nie czuł tego, miał się za niepoznanego wieszcza i malarza... przyszłości.
Wpływ jakiś nieszczęśliwy ludzi otaczających, epoki, temperamentu może, uczynił go olbrzymio zarozumiałym.