Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom I 105.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

kolan, prosząc o przebaczenie! Goniłbyś za mną, gdziebym chciała.
— Nie przeczę. Jeszcze dziś groźba przejmuje mnie strachem — odparł Filip. — Jestem najmocniéj przekonany o wszechmocności córek Ewy.
— Otóż, bez żartów — ciągnęła księżna daléj — wistocie myślę o ucieczce z Rzymu, bo skwar jest nie do zniesienia i powietrze nie do oddychania. Przybyłam tu dla jakiegoś interesu mojego pana męża. Nie mogę się doczekać ani męża, ani interesu, więc posiedzę jeszcze trochę, a potém ruszę w świat.
— Dokądże? jeśli wolno — spytała gospodyni.
— A! nie wiem, nie wiem! Ostenda mnie już nudzi: elegancya bez oryginalności. Ludzie nadzwyczaj pospolici i zawsze ciż sami. Mam ochotę zobaczyć Biarritz. Może ztamtąd zrobię małą wycieczkę do Hiszpanii. Nie znam Grenady, nie widziałam Alhambry. Nie wiem... a państwo co robicie?
Księżna Teresa poruszyła ramionami.
— Mamy w téj chwili tak miłe towarzystwo w Rzymie — rzekła — że się nie chce go opuszczać.
— Czy ta odpowiedź jest wyrazem zbiorowego, zgodnego przekonania? — spytała ruchawo Ahaswera, spoglądając dokoła po obecnych.
Wszyscy zdawali się to potwierdzać, bo milczeli. Po chwilce tylko, lekko zarumieniwszy się, pani Liza niespodzianie odezwała się, iż lęka się, aby nie była zmuszoną zbliżyć się do kraju.