Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom I 106.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Musiało to być dla wszystkich niemiłą nowiną, bo wyraz twarzy świadczył o zdziwieniu i czoła się zachmurzyły.
— A ja mam nadzieję — rzekła księżna Teresa — że cię uprosimy i przytrzymamy.
Milczący pan Ferdynand, który słuchał rozmowy z roztargnieniem, nie mieszając się do niéj, narówni z innymi zdawał się zdziwiony tém, z czém się siostra jego odezwała. Spojrzał na nią.
Sama pani Liza myśli téj, z którą się tak nagle oświadczyła, nie miała wcale. Złożyło się na nią pobudek wiele: trochę niepokój, jaki wzbudzały w pięknéj wdowie napastliwe i przykre zaloty hrabiego Filipa, nudne wejrzenia strzeliste Emila Maryi, naostatek może i jawna, choć milcząca, rozpaczliwa jakaś, odwieczna miłość hr. Augusta, za którą tylko szacunkiem odpłacić mogła.
Nieszczęśliwa kobiéta miała taki wstręt do małżeństwa, taką potrzebę swobody i spokoju, po straszném, męczeńskiém z mężem pożyciu — serce jéj było jeszcze tak zbolałe, że sama możliwość jakiegokolwiek związku przerażała ją.
Miała największy szacunek, gorącą przyjaźń braterską, największe zaufanie w hr. Auguście; ale nie była to miłość. Chciała mu oszczędzić próżnych marzeń i złudzeń.
Naostatek... w głębi jéj serca znękanego, tam gdzie własne jéj oko z obawą spoglądało, rodzi-