Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom I 112.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Przysunęła się do niego ciekawie.
Poeta, gdy mu brakło audytoryum i wielbicieli, gotów był najskromniejszą karmić się sympatyą. Lekceważony przez panią Lizę, rad był choć księżnę miéć z sobą i za sobą, bo niewieściego współczucia potrzebował. Na skinienie więc przylgnął do Ahaswery.
Miéć geniusz we władaniu swém zdało się księżnie wielce zabawném, choćby dla spróbowania czy był twardousty. W Rzymie dosyć robiło się nudno; żadnéj intrygi ani zawiązać, ani się w nią wplątać nie było podobna. Rozpatrywała się więc w poecie. Nie był zachwycającym, ale miał w sobie cóś niepospolitego, umiał nosić się z sobą. Na pokaz, jako cavaliere servente z aureolą, mógł się przydać na czas jakiś. Ahaswera, zawsze się niedługo namyślająca, żywa do zbytku, posłuszna wrażeniom, zbliżyła się więć poufale do niego, zawiązując półgłosem rozmowę, któréj wyraz serdeczności nadać umiała.
— Stęskniłam się za wami, kochany poeto — rzekła — bo wieki już jakem was nie widziała. Tysiąca rzeczy ciekawą jestem bardzo, bardzo! Co się dzieje z temi pięknemi jego zarysami poematów, obrazów, kreacyj wszelkiego rodzaju, które się domagały wcielenia? Co tworzysz? cóś utworzył?
Emilowi zabłysły oczy. Przybrał postawę zadumaną, opiérając się na ręku, niby Zygmunt